Strony

środa, 16 września 2015

Rozdział 7: Rin i Len

Wieczór nadszedł dość szybko, a przez ten cały czas Riliane dręczyły wyrzuty sumienia. I co teraz będzie? W końcu nie posłuchała brata... A jak będzie na nią zły i wróci tam, skąd przybył? Ze smutkiem leżała na skale patrząc w niebo, które coraz bardziej ciemniało i powoli pokrywało się gwiazdami. Po chwili w trawie słychać było szelest. Księżniczka odwróciła się w tą stronę. To był Allen. Na jego widok skuliła uszy i położyła przed sobą łeb. Jego rany były już opatrzone, ale nie wyglądał on na zadowolonego.
- Czemu mnie nie posłuchałaś gdy mówiłem, żebyś nie zapuszczała się zbyt daleko w dżunglę? - spytał nieco surowym tonem
- Ja... ja... nie wiem... -  powiedziała jąkając się. Nie mogła znaleźć żadnego sensownego wytłumaczenia, dlaczego to zrobiła. Jedyne wyjaśnienie to w zasadzie było takie, że coś ją tam ciągnęło. Jakby instynkt. Chyba lepiej, żeby go nie słuchała, bo przez niego już drugi raz wpadła w kłopoty. Młody westchnął, a jego rysy nieco złagodniały.
- Następnym razem po prostu mnie posłuchaj dobrze? - powiedział nawet lekko się uśmiechając. Riliane odwzajemniła uśmiech i przesunęła się, aby i jej brat mógł się położyć. Oboje wpatrywali się w niebo, światło gwiazd się od nich odbijało. Powoli robiło się zimno
- Wracamy? - spytał Allen. Bał się o to, aby jego siostra się przypadkiem nie przeziębiła. Byłaby to bowiem jego wina, a przynajmniej tak sądził
- Nie, jeszcze chcę tu chwilę poleżeć - powiedziała lekko się uśmiechając i przeciągając. Żadna chwila spędzona z Allenem nie była dla niej marnotractwem. Hmm... Allen. Allen. Coś jej w tym imieniu nie pasowało. Było zdecydowanie za poważne. Zaczęła się zastanawiać, jakby je tutaj zmienić
- Wiesz... nie chciałabym cię urazić, ale twoje imię wydaje mi się nieco... dziwne - zaczęła niepewnie, ostrożnie dobierając słowa
- Nie tobie jedynej - zaśmiał się - Ja też go nie lubię. Chciałbym mieć na imię jakoś inaczej...
- A może Len? - wypaliła księżniczka
- Len?
- No wiesz... taki skrót od Allen 
- W sumie... to nawet fajne - powiedział z uśmiechem - A czy... twoje też mógłbym przekształcić? Oczywiście nie to, że mi się nie podoba. Jest świetne, ale nieco przydługie... - dodał szybko. Riliane skinęła głową
- Pewnie, baw się nim jak chcesz. Własnemu bratu bym nie pozwoliła? - spytała śmiejąc się. Len zaczął się zastanawiać. Ril? Rili? Nie, to jakoś dziwnie brzmi... A może...
- Rin - powiedział w końcu na głos. Na pysku lwiczki jaśniał szeroki uśmiech
- Ale fajnie brzmi! - zawołała radośnie, pl czym na chwilę spoważniała, usiadła i wypięła dumnie pierś - To znaczy... to imię brzmi cudownie, z chęcią przyjmę je jako swoje nieformalne imię - powiedziała z udawanym królewskim tonem i zachichotała. Len chyba zrozumiał o co chodzi, bo wstał i schylił przed nią łebek
- Proszę bardzo, moja pani. Ja również dziękuję za zmianę mego imienia - po chwili oboje zaczęli się śmiać. Gadali jeszcze tak z 15 minut, po czym Rin zaczęła ziewać
- Zmęczona, co? - spytał młody
- Troszkę... - powiedziała księżniczka wstając
- Zaniosę cię - powiedział lewek biorąc swoją ssiostrę na grzbiet. Nawet nie zdążyła zaoponować, chociaż w sumie nie trzeba było. Grzbiet Lena był taki przyjemny... Zasnęła już w drodze do jaskini. I tak właśnie minął rodzeństwu  kolejny dzień w Lucifenii

2 komentarze:

  1. Cieszę się, że wreszcie coś napisałaś ;) Super rozdział! I taki nieco romantyczny... Czekam na kolejny!
    Pozdro,
    B.W.

    OdpowiedzUsuń
  2. co z tym blogiem? był czas co pisałas prawie codziennie, a teraz od dluższego czasu nic :(
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie;
    http://krl-lew-4.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń