Riliane znalazła się nagle w dziwnym, a wręcz strasznym miejscu. Przypominało ono pustynię, choć nie do końca. Niebo było krwistoczerwone, jakby zaraz miało zajść słońce. Lwiczka była przerażona
- H-halo? - zawołała. Odbiło się to echem po całej tej krainie. No i po co ona to zrobiła? A jak tu są jakieś niebezpieczne lwy i teraz naprowadziła je na siebie?
- A więc tu jesteś. Czekałem na ciebie
Wystraszyła się tego głosu. Jego właściciel najwyraźniej był w jej wieku. To samiec. Rozejrzała się i i zauważyła, że w jej stronę idzie jakieś lwiątko. A właściwie nie "jakieś", a raczej ona sama, tylko z męskim (a właściwie chłopięcym) głosem! Przetarła oczy. Nic się nie zmieniło
- Kim jesteś? - spytała niepewnie
- Później ci powiem - odparł tajemniczy przybysz - Najpierw musimy się stąd wydostać. To miejsce jest niebezpieczne. Chodź za mną i nie oglądaj się, bo jeśli choćby na chwilę się zatrzymasz - zginiesz
Groźba śmierci przestraszyła Riliane nie na żarty. Żwawym krokiem poszła za lewkiem. Za sobą słyszała szepty i powarkiwania, ale nie odwracała się. Gdy znaleźli się w bezpiecznym miejscu, przy jakiejś rzece, lwiczka ponowiła pytanie
- Więc... kim jesteś?
- Kimś owianym tajemnicą w twojej krainie - powiedział patrząc w dal, a właściwie na drzewa po drugiej stronie wody
- Więc... inni cię znają? - spytała niepewnie
- Nie do końca. Wiedzą o moim istnieniu, ale na oczy widziało mnie kilka lwów
- To czemu ja nic nie wiedziałam?
- Nie można o mnie mówić. Jeśli ktokolwiek wspomniałby o mnie słowem, mógłby pożegnać się z życiem
- A czemu aż tak ukrywają prawdę o tobie?
- Jesteśmy przeklęci
- My?
- Tak. Ja i ty. Widzisz moje znamię na grzbiecie?
Riliane spojrzała na grzbiet lwiątka. Rzeczywiście, było tam całkiem spore znamię
- Widzę...
- To oznaka mojej klątwy. Ty takiego nie masz, ale czuję bijącą od ciebie magię. Nie wiem dlaczego i w jaki sposób
zostaliśmy przeklęci, ale widocznie ktoś miał powód
Nagle wszystko zaczęło powoli robić się coraz jaśniejsze
- Co się dzieje?
- Budzisz się. Ale nie martw się. Obiecuję ci, że niedługo znów się zobaczymy
***
Gdy księżniczka podniosła łebek, przez skóry padały na nią smugi światła. Widocznie nie spała zbyt długo. Jak zawsze zresztą. Teraz liczyła się dla niej tylko jedna rzecz - dowiedzieć się od mamy, kim było to tajemnicze lwiątko. Szybko wstała i popędziła do komnaty królowej
***
- Wyjaśnij mi dwie rzeczy - powiedział Allen nieco zniecierpliwiony - Kim ty jesteś i co my tu robimy?!
- Jestem kimś ważnym w twoim życiu. Nie znamy się, choć coś nas łączy. To miejsce to twoja podświadomość. Śpisz - powiedziała tajemnicza lwiczka, która wyprowadziła go z tej dziwnej, pustej krainy. Teraz siedzieli przy rzece
- No dobrze, tylko co takiego nas łączy? Bo z tego co widzę, to wyglądasz jak ja...
- Dowiesz się w swoim czasie. Potrzebuję ochrony, a ty wydajesz się być odpowiedni
- Coś ci grozi?
- W pewnym sensie. No wiesz, wrogowie, inne królestwa i takie tam. Ale to akurat jest najmniej ważne. Musisz wrócić
- Wrócić? Gdzie?
- Tam, skąd przybyłeś. Ktoś ci wskaże drogę. Nie znam jej, ale wiem, że to lwica
- Skąd ja właściwie...
- Nie mogę ci powiedzieć. Bo to tak, jakby opowiedzieć ci o całej twojej przyszłości. Nie byłoby żadnych niespodzianek, więc sensu życia też nie.
Wszystko zaczęło robić się jaśniejsze
- Niedługo znów się zobaczymy. Ale już nie we śnie - powiedziała młoda z lekkim uśmiechem na pyszczku
***
Allen obudził się nagle. Zupełnie, jakby ktoś w nim czymś rzucił i tym samym go obudził. Sen pamiętał z takimi szczegółami, jakby to był film, który obejrzał z 500 razy.
Musisz wrócić tam, skąd przybyłeś. Ktoś wskaże ci drogę. Nie znam jej, ale wiem, że to lwica
Że też nie zapytał o jej wygląd! Może to któraś ze znanych mu lwic? Prawdopodobnie jedna z nauczycielek. Germaine! Przecież to z nią Allen spędzał najwięcej czasu! Wstał i pobiegł do niej najszybciej jak się dało
Strony
▼
poniedziałek, 29 czerwca 2015
niedziela, 28 czerwca 2015
Rozdział 2: Odwiedziny
- Nie, to nie ma sensu - stwierdziła Riliane na pomysł swej przyjaciółki - Ayumi. Obydwie miały już po 2 miesiące. Wszyscy byli święcie przekonani, że książę Allen nie żyje. Sama Riliane nawet nie miała pojęcia o jego istnieniu. Nikt się o nim nie wypowiadał ani nie wspominał o nim - taki był rozkaz króla. Jego znieważenie karane było śmiercią. Riliane przez te dwa miesiące uczyła się jak władać królestwem, by nie upadło. Nikt jednak nie wiedział o klątwie rzuconej na księżniczkę. O tym jednak lepiej wspomnieć później.
- A dlaczego tak sądzisz? - spytała Ayumi z lekkim niezadowoleniem w głosie
- No bo sama pomyśl - powiedziała księżniczka z głosem wskazującym na to, że jej opinia jest oczywista - Inne zwierzęta przecież wiedzą, że je jemy, prawda? Więc nie przyjdą tu sobie ot tak, nawet jeśli cokolwiek im obiecamy!
Ciekawi was zapewne, o czym rozmawiają obie lwiczki? Otóż o tym, co mogłaby Riliane poprawić w Lucifenii za swojego panowania
- No tak, pewnie masz rację... - powiedziała Ayumi lekko kiwając łebkiem - No, chyba czas na mnie - stwierdziła patrząc na słońce - Zaraz będę miała kąpiel. Cześć! - pożegnała się z przyjaciółką odbiegając. Riliane pomachała jej łapą na pożegnanie i już miała iść do siebie, gdy usłyszała za sobą głos
- A dokąd się panienka wybiera? - to była Shinya. Niezbyt była zadowolona gdyż myślała, że księżniczka zauważyła ją, nim zechciała odejść
- Nianiu? Co tutaj robisz? - spytała lwiczka
- Chciałam ci pokazać, kto przyszedł w odwiedziny, ale skoro ignorujesz mnie i moje pytanie... - odpowiedziała żurawica z lekkim urażeniem w głosie i odwróciła łeb obrażona
- Nianiu, przecież wcale cię nie ignoruję, tylko cię nie zauważyłam! - zaoponowała Riliane - A co do twojego pytania, to zamierzałam iść do domu, bo Ayumi też poszła. A kto przyszedł? Powiedz, proszę! - uśmiechnęła się do niani tak, że ta aż się zaśmiała. Nie powiedziała nic, ale odeszła w bok. Za nią stał Kyle. Był to 2-letni niebieski lew masywnej budowy. Miał białą grzywę (a właściwie grzywkę), która przysłaniała mu jedno oko. Uśmiechał się lekko do księżniczki
- Kyle! - pisnęła ze szczęścia Riliane i podbiegła do samca - Nareszcie przyszedłeś!
- A jak śmiałbym nie przyjść? - spytał śmiejąc się i poczochrał lekko lwiczkę po grzywce - Tylko pozwolisz, że najpierw porozmawiam z królem?
- A mogę iść z tobą? - spytała błagalnym tonem. Kyle przez chwilę się zastanawiał
- Dobrze, ale tylko do jego komnaty. Musimy chwilę porozmawiać na osobności - puścił do niej oczko. Księżniczka posmutniała
- Znowu te wasze "sprawy dorosłych", prawda? - spytała zawiedziona
- Tak - westchnął - Ale obiecuję ci, że jak już skończymy, to pobawię się z tobą w co tylko będziesz chciała
Uśmiech znów powrócił na pyszczek Riliane. Do komnaty szła cały czas radosna, rozmawiając z Kyle'm
- Na ile zostajesz? - spytała w końcu
- Zapewne na tydzień - odpowiedział z uśmiechem - Tylko że przez ten cały tydzień będę musiał rozmawiać z twoim tatą. Ale oczywiście znajdę również czas dla ciebie - dodał szybko widząc zawód księżniczki. Doszli w końcu do komnaty
- Księżniczko, pora na twoją popołudniową drzemkę - obwieściła Shinya. Młoda spojrzała na Kyle'a. Ten posłał w jej stronę lekki uśmiech
- Nie martw się, w razie czego na ciebie zaczekam - powiedział wchodząc do komnaty. Riliane powolnym krokiem udała się do swojej komnaty idąc za Shinyą. Gdy położyła się na skórach, żurawica zasłoniła wejście kotarą z innych skór i zawołała
- Słodkich snów!
Księżniczce jednak nie chciało zbytnio się spać. Wiedziała jednak, że nie może wyjść, gdyż strażnicy siedzą przed wejściem. Nagle jednak jej powieki zaczęły same opadać, a skóry wydawały się takie miękkie... W końcu ułożyła łebek na łapkach i zaczęła "odpływać".
piątek, 26 czerwca 2015
Rozdział 1: Początek
Niezbyt wiele miesięcy minęło od tamtej tragedii. To był całkiem zwyczajny dzień w Lucifenii. Chociaż... może jednak nie
- Panie! - zawołała królewska posłańczyni - żurawica Shinobu - Poród się zakończył! To bliźnięta!
Katsyuki nie czekał ani chwili dłużej. Od razu zerwał się z miejsca i pognał do jaskini, gdzie leżała jego partnerka - Misaki. Między jej łapami leżały dwa lwiątka:
- Panie! - zawołała królewska posłańczyni - żurawica Shinobu - Poród się zakończył! To bliźnięta!
Katsyuki nie czekał ani chwili dłużej. Od razu zerwał się z miejsca i pognał do jaskini, gdzie leżała jego partnerka - Misaki. Między jej łapami leżały dwa lwiątka:
Były podobne do siebie niczym dwie krople wody. Prawie nic ich nie rozróżniało
- Czyż nie są cudowne? - spytała Misaki.
- Owszem, są... - powiedział Katsuyuki z uśmiechem patrząc na młode
- To książę i księżniczka - oznajmiła królowa - Zdecydowałam, że księżniczkę nazwę Riliane, a księcia Allen
- Zawsze miałaś dobry gust. Tym razem też cię nie zawiódł - król się zaśmiał, polizał Misaki po łbie i znów spojrzał na swoich dziedziców. Jednak tę chwilę zepsuło jeno wydarzenie... W głowie Katsuyuki'ego znów zadźwięczały te słowa...
Zapamiętaj tę plamę, panie. Naznaczone nią będzie jedno z twoich dzieci. To będzie wyrok dla twego królestwa... Jeśli naznaczony lew zginie... Lucifenia razem z nim
Mamoru. Jego głos był w głowie króla tak realistyczny, jakby stał on tuż przy nim i wypowiadał te słowa. Szybkim ruchem obrócił jedno z lwiątek. Zawarczał
- Przyprowadź tu Germaine. Natychmiast - zwrócił te słowa do Shinobu
- Ale... - zaczęła. Nawet nie wiedziała, o co w tym wszystkim chodzi
- Żadnych ale! - ryknął - Przyprowadź ją i już! To jest rozkaz!
Żurawica nie mając innego wyboru, poleciała poza granice Lucifenii, aby przyprowadzić jedną z najlepszych wojowniczek w krainie - Germaine. Misaki była lekko zdziwiona zachowaniem partnera
- Katsu, co ty...
- Naznaczone dziecię, przypomina ci się coś? - spytał warcząc. Zaczął nerwowo chodzić w tą i z powrotem
- Czyli że...
- Tak - powiedział ponuro - Przepowiednia się sprawdziła
***
- Wasza wysokość, wzywałeś mnie? - spytała czerwona lwica wchodząc do komnaty i schylając łeb przed parą królewską. To była właśnie Germaine
- Owszem, wzywałem - potwierdził Katsuyuki - Musisz nauczyć jedno z moich lwiątek wszystkiego, co sama umiesz. Zabierz go jak najdalaej stąd. Jest przeklęty, ale nie może zginąć. Rozumiesz? - spytał kładąc Allena przed Germaine. Właściwie to nie miała ona zbytniego wyboru
- Tak jest, Wasza Wysokość - skinęła łbem i wzięła go w pysk
- W razie wątpliwości - ma on na imię Allen - dopowiedział król - Shinobu, odprowadź ją
Posłańczyni skinęła głową i poszła odprowadzić Germaine. Katsuyuki spojrzał na Misaki. Była smutna
- Tak będzie lepiej. Nie martw się - powiedział próbując ją pocieszyć. Królowa tylko pokiwała głową i polizała swoją córkę - Riliane. Jej narodziny miały być początkiem końca...
czwartek, 25 czerwca 2015
Prolog
Gdyby nie ta jedna tragedia, wszystko skończyłoby się inaczej
- A więc opuszczasz mnie, Mamoru? - spytał Katsuyuki. Był to czas świetności Lucifenii. Była ona najpotężniejszym królestwem. Do ideały brakowało tylko sojusszu z Marlon - wtedy Lucifenia byłaby niezwyciężona. Jednak teraz wszystko miało się zmienić
- Niestety, mój panie - potwierdził te słowa królewski jasnowidz - Mamoru - Moja umowa obowiązywała tylko do czasu, gdy Twoje królestwo stanie się najpotężniejsze. W żadnym nie zostaję na zbyt długo.
Na te słowa król uśmiechnął się przebiegle
- Rozumiem... - ton jego głosu oraz wyraz pyska całkowicie przeczyły temu słowu. Wstał ze swego tronu i powolnym krokiem podszedł do Mamoru. Następnie wymierzył mu cios łapą z wysuniętymi pazurami, uszkadzając przy tym oko fioletowego
- Moje królestwo jest teraz najsilniejsze, to fakt. Nie mogę jednak pozwolić na to, aby ktoś inny zagarnął tę potęgę. Zginiesz zatem tu i teraz
Jeden ze strażników zaniepokojony odgłosami dochodzącymi z komnaty chciał wejść i sprawdzić co się dzieje, jednak Katsuyuki go powstrzymał
- Spokojnie, ja się nim zajmę
- Tak jest, panie - powiedział strażnik schylając łeb i wyszedł. Król natomiast zacisnął szczęki na karku jasnowidza przegryzając mu tętnicę. Sądząc, że ten nie żyje, odwrócił się, by usiąść na tronie. Nagle jednak usłyszał czyjś słaby głos
- Wasza... wysokość...
To był Mamoru. Wstał bardzo chwiejnie, miał zamknięte jedno oko. Przejechał łapą po skalnej ścianie niby to próbując się podeprzeć. Została na niej krwawa plama:
- A więc opuszczasz mnie, Mamoru? - spytał Katsuyuki. Był to czas świetności Lucifenii. Była ona najpotężniejszym królestwem. Do ideały brakowało tylko sojusszu z Marlon - wtedy Lucifenia byłaby niezwyciężona. Jednak teraz wszystko miało się zmienić
- Niestety, mój panie - potwierdził te słowa królewski jasnowidz - Mamoru - Moja umowa obowiązywała tylko do czasu, gdy Twoje królestwo stanie się najpotężniejsze. W żadnym nie zostaję na zbyt długo.
Na te słowa król uśmiechnął się przebiegle
- Rozumiem... - ton jego głosu oraz wyraz pyska całkowicie przeczyły temu słowu. Wstał ze swego tronu i powolnym krokiem podszedł do Mamoru. Następnie wymierzył mu cios łapą z wysuniętymi pazurami, uszkadzając przy tym oko fioletowego
- Moje królestwo jest teraz najsilniejsze, to fakt. Nie mogę jednak pozwolić na to, aby ktoś inny zagarnął tę potęgę. Zginiesz zatem tu i teraz
Jeden ze strażników zaniepokojony odgłosami dochodzącymi z komnaty chciał wejść i sprawdzić co się dzieje, jednak Katsuyuki go powstrzymał
- Spokojnie, ja się nim zajmę
- Tak jest, panie - powiedział strażnik schylając łeb i wyszedł. Król natomiast zacisnął szczęki na karku jasnowidza przegryzając mu tętnicę. Sądząc, że ten nie żyje, odwrócił się, by usiąść na tronie. Nagle jednak usłyszał czyjś słaby głos
- Wasza... wysokość...
To był Mamoru. Wstał bardzo chwiejnie, miał zamknięte jedno oko. Przejechał łapą po skalnej ścianie niby to próbując się podeprzeć. Została na niej krwawa plama:
- Zapamiętaj tę plamę, panie. Naznaczone nią będzie jedno z twoich dzieci. To będzie wyrok dla twego królestwa... Jeśli naznaczony lew zginie... Lucifenia razem z nim - po tych słowach wyzionął ducha. Katsuyuki przeraził się przepowiednią. I co by tu teraz zrobić? Chyba poza oczekiwaniem na poród nic więcej nie można począć.
Powitanie
Witam wszystkich na moim blogu! Został on stworzony po to, aby bliżej przytoczyć wszystkim historię mojej postaci z różnych for - Riliane. Ci, którzy ją już znają, mogą bliżej zapoznać się z jej historią, natomiast ci, którzy jeszcze nie - mają szansę ją poznać! Zapraszam tutaj wszystkich fanów Króla Lwa i nie tylko! ;)