piątek, 3 lipca 2015

Rozdział 5: Bohater

Riliane przez ok. 2 godziny spacerowała po dżungli. Przez myśl o spotkaniu straciła poczucie czasu i nie mogła usiedzieć w miejscu. Gdy zorientowała się, jak długo już tu siedzi, postanowiła pójść do domu. Niedaleko jednak w krzakach zauważyła, że coś się rusza. By to złapać, musiałaby zejść ze ścieżki, ale postanowiła zaryzykować. Wskoczyła w krzaki, a że nie były one specjalnie bujne, szybko znalazła się po ich drugiej stronie.  Na jej nieszczęście, były tam liany z trującymi cierniami. Może nie ta tyle, by zabić, ale powodowały duży ból, a czasem nawet paraliż. Młoda zaczęła szamotać się próbując uwolnić, a przy tym piszczała z bólu. Po chwili straciła przytomność i mając obwiązane prawie wszystko, zawisnęła na nich. Dwie minuty później szedł tą ścieżką Allen. Na chwilę przystanął, ponieważ coś mu się nie zgadzało. Czuł zapach jakiegoś lwa i krwi... czyżby była tu jakaś walka? Tylko że on nadal tutaj był... może trzeba mu pomóc? Tylko dom jest tak blisko... a zresztą, nie ma nic do stracenia! Ostrożnie obszedł krzak, w którym było niewielkie wgłębienie. A może komuś zachciało się polować? Spojrzał na to, co było za owym krzakiem. Małe lwiątko, zupełnie jak on. Czyżby nie żyło? A nie, słychać było oddech. Rozpoznał gatunek owych lian i wiedział doskonale, że nie powinien ich rozgryzać, gdyż mógłby się zatruć. Nie były zbyt grube, więc zapewne młode. Allen szybko poradził sobie z nimi używając pazurów. Można było wyobrazić sobie jego zaskoczenie, gdy okazało się, że to lwiątko to była lwica z jego snu... czyli ten sen to była prawda, a to musiała być księżniczka. Wyciągnął z niej największe ciernie, wziął Riliane na grzbiet tak, by mu nie spadła i zaczął biec ścieżką w stronę jaskiń. Jeszcze nigdy nie czuł takiego przypływu sił. Czuł, że musi jej pomóc bez względu na wszystko. Po trzech minutach biegu wyszedł z dżungli, a jego oczom ukazała się niby lwia wioska. Była tam ogromna ilość jaskiń. Teraz tylko trzeba znaleźć tą największą. Biegnąc przez "wioskę", minął grupkę lwic. Patrzyły na niego zdumione i od razu zaczęły szeptać między sobą
- Czy to był książę Allen?
- To nie możliwe, przecież on nie żyje!
- A to nie była księżniczka?
- Ona była na jego grzbiecie! 
- Co się jej stało? Widziałyście te rany?
Książę? Coś się tu nie zgadzało. Allen nie był księciem... a przynajmniej mu się tak wydawało. Ale czemu miałby nie żyć? Przecież jak widać, żyje i ma się dobrze. Może książę tej krainy miał tak samo na imię jak on? No nic, może później kogoś podpyta. Już powoli zaczynał tracić czucie w łapkach (no bo w końcu to nadal lwiątko, prawda?), gdy nagle dostrzegł 3 ogromne jaskinie. Największa była pośrodku. Zapewne tam mieszkał król. Ruszył w tamtą stronę żwawym krokiem już nie biegnąc, wolał nie obciążać dodatkowo swoich i tak już zmęczonych łapek. W końcu znalazł się tuż przy wejściu jaskini. Nie szedł długo, a już zauważył w lekkim półmroku zarysy króla i królowej. Podszedł jeszcze trochę bliżej
- Halo? - spytał niepewnie, gdyż równie dobrze lwy te mogły być posągami. Jednak poruszyły się, wstały. Samica, zapewne królowa lekko uśmiechnęła się na widok lwiątka, natomiast samiec miał srogi wzrok. Zapewne nie spodziewał się żadnego przybysza, albo mu zwyczajnie nie podpasował.
- Czy wy... znaczy państwo są parą królewską? - ponownie spytał. Lwica uśmiechnęła się jeszcze szerzej i podeszła trochę bliżej lwiątka
- Allen? Czy... to ty? - spytała z nadzieją w głosie
- ...Tak? A o co chodzi? - sytuacja robiła się coraz dziwniejsza, zwłaszcza, że nikt nie przejmował się księżniczką, którą Allen taszczył na grzbiecie. Samiec zaryczał i po chwili znalazł się przed samicą szczerząc kły do lwiątka. Młody momentalnie się cofnął
- Co ty tu robisz?! - spytał wściekły
- J-ja? - spytał Allen nieco zmieszany całą tą sytuacją. Od tego wszystkiego aż w łebku mu się zakręciło.
- Tak, ty! - krzyknął zdenerwowany samiec. Widząc Shinyę u wylotu groty, widocznie zaciekawioną całą tą sytuacją, wydał jej polecenie - Shinya, leć po medyka
- Tak jest - skinęła głową żurawica i odleciała. Król ponownie skierował spojrzenie na młodego
- Pani Germaine powiedziała, że nauczyła mnie wszystkiego, czego była w stanie, więc pokazała mi drogę do tego miejsca - odrzekło lwiątko zgodnie z prawdą
- Ty mały... - wysyczał Katsuyuki
- Katsu, dość. Przecież to twój syn - powiedziała Misaki wstawiając się za młodym.
- Syn? Jak to... syn? - spytał zdezorientowany Allen
- Jesteś naszym synem - powiedziała lwica z łagodnym uśmiechem na pysku - A ta młoda na twoim grzbiecie to Riliane. Twoja siostra bliźniaczka
Siostra bliźniaczka? Syn? Rodzice? Tego wszystkiego było zdecydowanie za dużo. Wtedy przyszła medyczka i wzięła Riliane z grzbietu jej brata. Następnie poszła z nią do jej komnaty, by ją opatrzyć.
- Co jej się właściwie stało? - spytała lekko zaniepokojona Misaki
- Znalazłem ją w lianach z zatrutymi cierniami. Była mocno zaplątana, ale przeciąłem je, usunąłem te największe ciernie i przyniosłem ją tu
- A może sam ją tam wepchnąłeś, co? - spytał nadal wściekły Katsuyuki
- Nie! Nigdy bym jej czegoś takiego nie zrobił! Zwłaszcza, że już wcześniej mi się śniła. Mówiła, że grozi jej niebezpieczeństwo i chciała, bym ją chronił
Misaki przemilczała temat, że Riliane także się on śnił
- W moim królestwie nie będzie mieszkał przeklęty lew - warknął król
- Przeklęty? - spytał Allen
- Tak, widzisz to znamię na swoim grzbiecie? Oznacza ono, że jeśli umrzesz, Lucifenia razem z tobą, a ja nie mogę na to pozwolić! - ryknął samiec - To dlatego jeszcze cię nie zabiłem.
- Daj spokój, Katsu, na pewno jest jakieś inne rozwiązanie! Przecież wcale nie musi być księciem... może jeśli stanie się kimś innym, klątwa straci ważność? - zaproponowała Misaki
- Tylko kim miałby on być? - spytał król
Allen zadał sobie w myślach to samo pytanie. Chciał bronić Riliane. Może strażnik? Nie, miałby z nią za mało kontaktu. A może...
- Sługą - ni stąd, ni zowąd odezwał się młody. Rodzice popatrzyli na niego zdumieni
- Wiesz, że wtedy będziesz istniał tylko dla księżniczki? - spytała nadal zszokowana Misaki
- I to mi w zupełności wystarczy - odparł Allen z uśmiechem

***

Riliane leżała w swojej grocie. Medyczka wszystko już jej powiedziała. O tym, kto ją uratował i kim naprawdę jest Allen. Jej bratem. Byłą przez chwilę w szoku, ale w końcu to minęło. Nagle do środko zajrzał jeden ze strażników
- Księżniczko, masz gościa. Wpuścić go?
- Tak, proszę - powiedziała Riliane zaciekawiona, kto to mógł być. Do środka wszedł jej brat i ukłonił się przed nią
- Witam, księżniczko. Od dziś jestem twoim sługą. Mów mi Allen - gdy skończył mówić, podniósł na nią wzrok. Riliane była cała rozpromieniona
- Allen... - powiedziała cicho
- Tak, księżniczko? - spytał młody z lekkim uśmiechem
- Allen, Allen, Allen! - wypiszczała z radością i objęła brata łapkami. Ten się lekko uśmiechnął i również ją jedną [łapką] objął
- Tak, Riliane - powiedział uśmiechając się - Wróciłem do domu


Tyś księżniczką jest mą
A ja tylko służę Ci
Bliźnięta tragiczne, których nie oszczędził los
Obiecuję że przed wszystkim będę bronić Cię
Nawet jeśli bym musiał stać się najczystszym złem

4 komentarze:

  1. Cudowny rozdział! Czekam na kolejny!;)

    OdpowiedzUsuń
  2. WSPANIAŁY ROZDZIAŁ RIN!! :D
    I nareszcie Leny i Rin się odnaleźli!! :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziwne, bardzo dziwne. Nie umiem powiedzieć czy to był fainy rozdział czy nie. Jeszcze nigdy się nie spotkałam z podobną notatką. Dziwne, bardzo dziwne nie mam kompletnie zdania jakby notatka była mi obojętna ale tak nie jest, czekam na następną, może cos mi się rozjasni, a narazie nie wiem jest tu połowa grozy i może dlatego mi czegos brakuje. Pisz dalej po piszesz bardzo ładnie, ale ja nie jestem wstanie ocenić tej notatki czy ładna czy nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nominowałam Cię do Liebest Avard, szczegóły na moim blogu!
      http://krl-lew-4.blogspot.com/p/lba.html

      Usuń