Strony

środa, 16 września 2015

Rozdział 7: Rin i Len

Wieczór nadszedł dość szybko, a przez ten cały czas Riliane dręczyły wyrzuty sumienia. I co teraz będzie? W końcu nie posłuchała brata... A jak będzie na nią zły i wróci tam, skąd przybył? Ze smutkiem leżała na skale patrząc w niebo, które coraz bardziej ciemniało i powoli pokrywało się gwiazdami. Po chwili w trawie słychać było szelest. Księżniczka odwróciła się w tą stronę. To był Allen. Na jego widok skuliła uszy i położyła przed sobą łeb. Jego rany były już opatrzone, ale nie wyglądał on na zadowolonego.
- Czemu mnie nie posłuchałaś gdy mówiłem, żebyś nie zapuszczała się zbyt daleko w dżunglę? - spytał nieco surowym tonem
- Ja... ja... nie wiem... -  powiedziała jąkając się. Nie mogła znaleźć żadnego sensownego wytłumaczenia, dlaczego to zrobiła. Jedyne wyjaśnienie to w zasadzie było takie, że coś ją tam ciągnęło. Jakby instynkt. Chyba lepiej, żeby go nie słuchała, bo przez niego już drugi raz wpadła w kłopoty. Młody westchnął, a jego rysy nieco złagodniały.
- Następnym razem po prostu mnie posłuchaj dobrze? - powiedział nawet lekko się uśmiechając. Riliane odwzajemniła uśmiech i przesunęła się, aby i jej brat mógł się położyć. Oboje wpatrywali się w niebo, światło gwiazd się od nich odbijało. Powoli robiło się zimno
- Wracamy? - spytał Allen. Bał się o to, aby jego siostra się przypadkiem nie przeziębiła. Byłaby to bowiem jego wina, a przynajmniej tak sądził
- Nie, jeszcze chcę tu chwilę poleżeć - powiedziała lekko się uśmiechając i przeciągając. Żadna chwila spędzona z Allenem nie była dla niej marnotractwem. Hmm... Allen. Allen. Coś jej w tym imieniu nie pasowało. Było zdecydowanie za poważne. Zaczęła się zastanawiać, jakby je tutaj zmienić
- Wiesz... nie chciałabym cię urazić, ale twoje imię wydaje mi się nieco... dziwne - zaczęła niepewnie, ostrożnie dobierając słowa
- Nie tobie jedynej - zaśmiał się - Ja też go nie lubię. Chciałbym mieć na imię jakoś inaczej...
- A może Len? - wypaliła księżniczka
- Len?
- No wiesz... taki skrót od Allen 
- W sumie... to nawet fajne - powiedział z uśmiechem - A czy... twoje też mógłbym przekształcić? Oczywiście nie to, że mi się nie podoba. Jest świetne, ale nieco przydługie... - dodał szybko. Riliane skinęła głową
- Pewnie, baw się nim jak chcesz. Własnemu bratu bym nie pozwoliła? - spytała śmiejąc się. Len zaczął się zastanawiać. Ril? Rili? Nie, to jakoś dziwnie brzmi... A może...
- Rin - powiedział w końcu na głos. Na pysku lwiczki jaśniał szeroki uśmiech
- Ale fajnie brzmi! - zawołała radośnie, pl czym na chwilę spoważniała, usiadła i wypięła dumnie pierś - To znaczy... to imię brzmi cudownie, z chęcią przyjmę je jako swoje nieformalne imię - powiedziała z udawanym królewskim tonem i zachichotała. Len chyba zrozumiał o co chodzi, bo wstał i schylił przed nią łebek
- Proszę bardzo, moja pani. Ja również dziękuję za zmianę mego imienia - po chwili oboje zaczęli się śmiać. Gadali jeszcze tak z 15 minut, po czym Rin zaczęła ziewać
- Zmęczona, co? - spytał młody
- Troszkę... - powiedziała księżniczka wstając
- Zaniosę cię - powiedział lewek biorąc swoją ssiostrę na grzbiet. Nawet nie zdążyła zaoponować, chociaż w sumie nie trzeba było. Grzbiet Lena był taki przyjemny... Zasnęła już w drodze do jaskini. I tak właśnie minął rodzeństwu  kolejny dzień w Lucifenii

Przeprosiny

Wybaczcie, że tak długo nie pisałam postów :c postaram się wam to wynagrodzić i wstawię muzykę na bloga (tytuł muzyki oznacza tytuł rozdziału, do którego dany utwór jest przypisany). Oczywiście następny rozdział już jest w przygotowaniu! :D

środa, 22 lipca 2015

Rozdział 6: Zabawa

W Lucifenii rozpoczął się kolejny piękny dzień. Słońce nie było zbyt wysoko co oznaczało, że jest jeszcze dość wcześnie, prawdopodobnie ok. 8 rano. Czując na powiekach promienie światła wpadające przez lichą zasłonę ze skór zwierzyny, Riliane otworzyła swe błękitne oczy omiatając wzrokiem jaskinię. Na swoim karku czuła niewielki ciężar. Zapewne Allen ułożył na niej swój łebek. Gdy przypomniała sobie wydarzenia poprzedniego dnia, na jej pyszczku pojawił się delikatny uśmiech. Ale dobra, koniec wspominek! Właśnie rozpoczął się kolejny dzień, którego nie można zmarnować! Ostrożnie wstała starając się nie budzić przy tym brata. Wczoraj pewnie wiele przeszedł, lepiej mu więc nie przeszkadzać. Zasłużył na odpoczynek. Gdy tylko wyszła z komnaty, od razu popędziła po swoich przyjaciół. W sumie było ich ponad 10-ciu, a na dodatek po drodze pojawiły się jeszcze inne lwiątka. Wszyscy zebrali się na polanie. Riliane usiadła na skałce, a Ayumi obok niej, z lewej strony
- To w co się bawimy? - spytała księżniczka głosem donośnym, by uciszyć innych, a także by zwrócić na siebie ich uwagę
- Może w berka? - zaproponował młody samiec
- Raczej jest nas za dużo - zaoponowała Ayumi
- A w chowanego? - spytała młoda lwiczka
- Dobry pomysł! - powiedziała z uśmiechem Riliane - Tylko kto liczy?
- A może... - zaczęła Ayumi, ale jej wypowiedź przerwał wrzask
- KSIĘŻNICZKO RILIANE!
To nie było wołanie, a raczej głośne zwrócenie uwagi. Wszyscy obrócili łebki w tamtą stronę. To był Allen. Nie wyglądał na zbyt zadowolonego. Nikt oczywiście jeszcze nie wiedział o tym, że wrócił on do Lucifenii
- Witaj Allen, co ty tutaj robisz? - spytała księżniczka. Wszyscy zdziwieni podnieśli uszy i przypatrywali się rodzeństwu. Dziwne było to, że księżniczka go znała, a jeszcze dziwniejsze, że ten "ktoś" miał na imię Allen!
- Dobrze wiesz, że nie powinnaś wychodzić beze mnie z komnaty - powiedział stanowczo zbliżając się do niej. Wszyscy ustępowali mu miejsca - Mogłaś sobie coś zrobić. Albo co gorsza - KTOŚ mógł ci coś zrobić - mówił patrząc na siostrę poważnie
- Oj już nie przesadzaj - jęknęła - Wyszłam się trochę pobawić, czy to takie złe?
Lwiątko najwyraźniej nie zrozumiało słowa "pobawić". Uniósł tylko brew do góry i lekko przechylił łebek
- Nie mów mi, że nie wiesz, co to znaczy "zabawa" - powiedziała zdumiona. Allen pokręcił łebkiem - No to trzeba ci będzie wytłumaczyć - westchnęła i zaczęła mu pokazywać razem z Ayumi jak bawi się w te "podstawowe" zabawy (berek, zapasy i chowany). Młody szybko zrozumiał i z uśmiechem pokiwał łebkiem
- Już rozumiem...  u mnie nazywało się to "ćwiczenia" - powiedział, a po chwili na jego pysku pojawił się cień niepewności - Jesteś pewna, że to bezpieczne? Oczywiście nie chodzi mi o mnie, tylko o ciebie
- Oczywiście! Przecież już nie raz to robiłam - powiedziała z uśmiechem - Teraz mamy zamiar bawić się w chowanego. I właśnie zastanawiamy się, kto ma liczyć
- Ja mogę - powiedział Allen z uśmiechem - Gdzie będziecie się chować?
- W dżungli... tej bezpieczniejszej oczywiście - dodała szybko Riliane widząc niezadowoloną minę brata - I pamiętaj, licz do stu!
- Dobrze, tylko nie chowaj się za głęboko - powiedział dając jej przestrogę i zaczął liczyć. Wszyscy, włącznie z Riliane się rozbiegli. No i gdzie tu się schować, żeby nie zostać znaleziona jako pierwsza? Najlepiej pójść w głąb dżungli! Co tam ostrzeżenia, może chociaż wygra! Pobiegła w chaszcze uważając na niebezpieczne rośliny i już miała się schować, gdy nagle ześlizgnęła się z jakiegoś zbocza pod łapy obcego lwiątka. Spojrzał na nią swoimi oczami czerwonymi niczym krew i uśmiechnął się przebiegle.
- No, no, no, kogo my tu mamy? - spytał retorycznie wpatrując się w księżniczkę. Ta zaczęła się powoli wycofywać, ale on wcale się nie oddalał. Wręcz przeciwnie - szedł w jej kierunku
- Ja... trafiłam tu przez przypadek... już sobie idę - powiedziała odwracając się, on jednak nastąpił na jej ogon, przez co przewróciła się
- Nigdzie nie idziesz - powiedział budząc w małej strach. Zwłaszcza, że był on od niej starszy - Jestem Ichiro, książę tej ziemi, i mam zamiar zabrać cię do mojego ojca. Na pewno będzie ze mnie dumny - wziął ją za ogon i zaczął ciągnąć po ziemi
- A ja jestem księżniczką tamtych ziem i mam na imię Riliane - powiedziała wskazując na dżunglę na zboczu, z którego spadła. Tamten tylko się zaśmiał
- Moja droga, te ziemie niedługo będą nasze. I obiecuję ci, że ty pierwsza zginiesz w walce o nie - wyszeptał jej do ucha. Riliane zaczęła krzyczeć przerażona
- POMOCY! RATUNKU! - szanse na usłyszenie tego przez kogokolwiek były nikłe, gdyż zbocze było dość wysokie. Na dodatek rozwścieczyła Ichiro.
- Zamknij się, nikt cię nie usłyszy. A jedyne co robisz, to niszczysz mi słuch - powiedział mocniej zaciskając kły na jej ogonie. Już stanęły jej łzy w oczach i sama nie wiedziała czy to z tego, że boli ją to ciągnięcie, czy z tego, że boi się śmierci. Nagle jednak coś jakby zeskoczyło z nieba prosto na młodego. Księżniczka wstała gwałtownie i szybko się cofnęła. Allen warczał na Ichiro
- Uciekaj! - krzyknął wręcz rozkazującym tonem
- Ale...
- Nie dyskutuj, uciekaj! Ja sobie dam radę! - W tym momencie oberwał w pysk. Riliane wcale nie chciała uciekać, wolała zostać i mu pomóc, ale intuicja mówiła co innego. Szybko wspięła się na zbocze, które wcale nie okazało się takie wysokie i popędziła w stronę komnat. Podbiegła do strażników i zaczęła szybko mówić ze łzami w oczach
- Allen ma kłopoty! Walczy z jakimś lwiątkiem, które mieszka ze swoim stadem przy zboczu dżungli! Musicie mu pomóc!
- Przykro mi, księżniczko, ale to niewykonalne - powiedział jeden ze strażników głosem bez emocji, nawet na nią nie patrząc
- Ale... dlaczego? - spytała Riliane, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy
- Nie możemy wychodzić poza terytorium królestwa bez rozkazu króla lub królowej
Na te słowa księżniczka zawarczała
- Wy nic nie rozumiecie! - wrzasnęła - Jestem przyszłą królową Lucifenii i to jest roz...
- Spokojnie... księżniczko... już jestem... - powiedział Allen słabym głosem. Gdy Riliane na niego spojrzała, przeraziła się. Cały był w ranach, miał zamknięte jedno oko i utykał na przednią lewą łapę
- Allen... - szepnęła ostrożnie do niego podchodząc
- Nie martw się... nic mi nie będzie... - powiedział kuśtykając do niej i tuląc ją. Ta oatrożnie się w niego wtuliła płacząc. Nie mogła dowiedzieć się o tym, co zrobił. .. o tym, że jest mordercą

piątek, 3 lipca 2015

Rozdział 5: Bohater

Riliane przez ok. 2 godziny spacerowała po dżungli. Przez myśl o spotkaniu straciła poczucie czasu i nie mogła usiedzieć w miejscu. Gdy zorientowała się, jak długo już tu siedzi, postanowiła pójść do domu. Niedaleko jednak w krzakach zauważyła, że coś się rusza. By to złapać, musiałaby zejść ze ścieżki, ale postanowiła zaryzykować. Wskoczyła w krzaki, a że nie były one specjalnie bujne, szybko znalazła się po ich drugiej stronie.  Na jej nieszczęście, były tam liany z trującymi cierniami. Może nie ta tyle, by zabić, ale powodowały duży ból, a czasem nawet paraliż. Młoda zaczęła szamotać się próbując uwolnić, a przy tym piszczała z bólu. Po chwili straciła przytomność i mając obwiązane prawie wszystko, zawisnęła na nich. Dwie minuty później szedł tą ścieżką Allen. Na chwilę przystanął, ponieważ coś mu się nie zgadzało. Czuł zapach jakiegoś lwa i krwi... czyżby była tu jakaś walka? Tylko że on nadal tutaj był... może trzeba mu pomóc? Tylko dom jest tak blisko... a zresztą, nie ma nic do stracenia! Ostrożnie obszedł krzak, w którym było niewielkie wgłębienie. A może komuś zachciało się polować? Spojrzał na to, co było za owym krzakiem. Małe lwiątko, zupełnie jak on. Czyżby nie żyło? A nie, słychać było oddech. Rozpoznał gatunek owych lian i wiedział doskonale, że nie powinien ich rozgryzać, gdyż mógłby się zatruć. Nie były zbyt grube, więc zapewne młode. Allen szybko poradził sobie z nimi używając pazurów. Można było wyobrazić sobie jego zaskoczenie, gdy okazało się, że to lwiątko to była lwica z jego snu... czyli ten sen to była prawda, a to musiała być księżniczka. Wyciągnął z niej największe ciernie, wziął Riliane na grzbiet tak, by mu nie spadła i zaczął biec ścieżką w stronę jaskiń. Jeszcze nigdy nie czuł takiego przypływu sił. Czuł, że musi jej pomóc bez względu na wszystko. Po trzech minutach biegu wyszedł z dżungli, a jego oczom ukazała się niby lwia wioska. Była tam ogromna ilość jaskiń. Teraz tylko trzeba znaleźć tą największą. Biegnąc przez "wioskę", minął grupkę lwic. Patrzyły na niego zdumione i od razu zaczęły szeptać między sobą
- Czy to był książę Allen?
- To nie możliwe, przecież on nie żyje!
- A to nie była księżniczka?
- Ona była na jego grzbiecie! 
- Co się jej stało? Widziałyście te rany?
Książę? Coś się tu nie zgadzało. Allen nie był księciem... a przynajmniej mu się tak wydawało. Ale czemu miałby nie żyć? Przecież jak widać, żyje i ma się dobrze. Może książę tej krainy miał tak samo na imię jak on? No nic, może później kogoś podpyta. Już powoli zaczynał tracić czucie w łapkach (no bo w końcu to nadal lwiątko, prawda?), gdy nagle dostrzegł 3 ogromne jaskinie. Największa była pośrodku. Zapewne tam mieszkał król. Ruszył w tamtą stronę żwawym krokiem już nie biegnąc, wolał nie obciążać dodatkowo swoich i tak już zmęczonych łapek. W końcu znalazł się tuż przy wejściu jaskini. Nie szedł długo, a już zauważył w lekkim półmroku zarysy króla i królowej. Podszedł jeszcze trochę bliżej
- Halo? - spytał niepewnie, gdyż równie dobrze lwy te mogły być posągami. Jednak poruszyły się, wstały. Samica, zapewne królowa lekko uśmiechnęła się na widok lwiątka, natomiast samiec miał srogi wzrok. Zapewne nie spodziewał się żadnego przybysza, albo mu zwyczajnie nie podpasował.
- Czy wy... znaczy państwo są parą królewską? - ponownie spytał. Lwica uśmiechnęła się jeszcze szerzej i podeszła trochę bliżej lwiątka
- Allen? Czy... to ty? - spytała z nadzieją w głosie
- ...Tak? A o co chodzi? - sytuacja robiła się coraz dziwniejsza, zwłaszcza, że nikt nie przejmował się księżniczką, którą Allen taszczył na grzbiecie. Samiec zaryczał i po chwili znalazł się przed samicą szczerząc kły do lwiątka. Młody momentalnie się cofnął
- Co ty tu robisz?! - spytał wściekły
- J-ja? - spytał Allen nieco zmieszany całą tą sytuacją. Od tego wszystkiego aż w łebku mu się zakręciło.
- Tak, ty! - krzyknął zdenerwowany samiec. Widząc Shinyę u wylotu groty, widocznie zaciekawioną całą tą sytuacją, wydał jej polecenie - Shinya, leć po medyka
- Tak jest - skinęła głową żurawica i odleciała. Król ponownie skierował spojrzenie na młodego
- Pani Germaine powiedziała, że nauczyła mnie wszystkiego, czego była w stanie, więc pokazała mi drogę do tego miejsca - odrzekło lwiątko zgodnie z prawdą
- Ty mały... - wysyczał Katsuyuki
- Katsu, dość. Przecież to twój syn - powiedziała Misaki wstawiając się za młodym.
- Syn? Jak to... syn? - spytał zdezorientowany Allen
- Jesteś naszym synem - powiedziała lwica z łagodnym uśmiechem na pysku - A ta młoda na twoim grzbiecie to Riliane. Twoja siostra bliźniaczka
Siostra bliźniaczka? Syn? Rodzice? Tego wszystkiego było zdecydowanie za dużo. Wtedy przyszła medyczka i wzięła Riliane z grzbietu jej brata. Następnie poszła z nią do jej komnaty, by ją opatrzyć.
- Co jej się właściwie stało? - spytała lekko zaniepokojona Misaki
- Znalazłem ją w lianach z zatrutymi cierniami. Była mocno zaplątana, ale przeciąłem je, usunąłem te największe ciernie i przyniosłem ją tu
- A może sam ją tam wepchnąłeś, co? - spytał nadal wściekły Katsuyuki
- Nie! Nigdy bym jej czegoś takiego nie zrobił! Zwłaszcza, że już wcześniej mi się śniła. Mówiła, że grozi jej niebezpieczeństwo i chciała, bym ją chronił
Misaki przemilczała temat, że Riliane także się on śnił
- W moim królestwie nie będzie mieszkał przeklęty lew - warknął król
- Przeklęty? - spytał Allen
- Tak, widzisz to znamię na swoim grzbiecie? Oznacza ono, że jeśli umrzesz, Lucifenia razem z tobą, a ja nie mogę na to pozwolić! - ryknął samiec - To dlatego jeszcze cię nie zabiłem.
- Daj spokój, Katsu, na pewno jest jakieś inne rozwiązanie! Przecież wcale nie musi być księciem... może jeśli stanie się kimś innym, klątwa straci ważność? - zaproponowała Misaki
- Tylko kim miałby on być? - spytał król
Allen zadał sobie w myślach to samo pytanie. Chciał bronić Riliane. Może strażnik? Nie, miałby z nią za mało kontaktu. A może...
- Sługą - ni stąd, ni zowąd odezwał się młody. Rodzice popatrzyli na niego zdumieni
- Wiesz, że wtedy będziesz istniał tylko dla księżniczki? - spytała nadal zszokowana Misaki
- I to mi w zupełności wystarczy - odparł Allen z uśmiechem

***

Riliane leżała w swojej grocie. Medyczka wszystko już jej powiedziała. O tym, kto ją uratował i kim naprawdę jest Allen. Jej bratem. Byłą przez chwilę w szoku, ale w końcu to minęło. Nagle do środko zajrzał jeden ze strażników
- Księżniczko, masz gościa. Wpuścić go?
- Tak, proszę - powiedziała Riliane zaciekawiona, kto to mógł być. Do środka wszedł jej brat i ukłonił się przed nią
- Witam, księżniczko. Od dziś jestem twoim sługą. Mów mi Allen - gdy skończył mówić, podniósł na nią wzrok. Riliane była cała rozpromieniona
- Allen... - powiedziała cicho
- Tak, księżniczko? - spytał młody z lekkim uśmiechem
- Allen, Allen, Allen! - wypiszczała z radością i objęła brata łapkami. Ten się lekko uśmiechnął i również ją jedną [łapką] objął
- Tak, Riliane - powiedział uśmiechając się - Wróciłem do domu


Tyś księżniczką jest mą
A ja tylko służę Ci
Bliźnięta tragiczne, których nie oszczędził los
Obiecuję że przed wszystkim będę bronić Cię
Nawet jeśli bym musiał stać się najczystszym złem

środa, 1 lipca 2015

Rozdział 4: Prawda

Vitani angryRiliane była zła. A wręcz wściekła. Dlaczego wcześniej nikt nie powiedział jej o tym lwiątku? Tylko ona jedna nie wie o jego historii. Weszła do komnaty mamy i już od progu zawołała
- Mamo! Musisz mi coś wyjaśnić!
Misaki od razu podniosła łeb i spojrzała na swoją córkę
- Co takiego, skarbie? Stało się coś?
Z wielką chęcią chciałaby to mamie wykrzyczeć prosto w pysk. Ale powstrzymała się przed tym. Nie mniej jednak nadal była wściekła
- Owszem, stało się - powiedziała podchodząc do niej szybkim krokiem - Dlaczego mi o nim nie powiedziałaś?
- O nim? - spytała królowa - Czyli o kim?
- O lwiątku, które mi się śniło! - zawołała - Powiedział, że wiedzą o nim wszyscy poza mną! Wyglądał jak ja, tylko miał jakieś znamię na grzbiecie!
Misaki szeroko otworzyła oczy. Uśmiech zniknął jej z pyska i odwróciła łeb
- To był tylko sen. Nie znam żadnego lwiątka... - mruknęła
- Znasz, tylko nie chcesz się przyznać, bo boisz się, że tata skaże cię na śmierć? Przecież by nie mógł! To dlatego przyszłam akurat do ciebie!
Lwica westchnęła i spojrzała smutno na córkę. Tej nagle jakby przeszła cała złość i pojawiło się współczucie
- Mamo, przepraszam... wiem, że nie powinnam...
- Nie, to moja wina. Od początku powinnam ci powiedzieć... - mówiąc to wstała - Chodźmy. Opowiem ci o nim w miejscu, gdzie nikt się o tym nie dowie

***

Riliane wraz z mamą poszły do jednej z najpiękniejszych i najspokojniejszych dżungli. To tam Misaki zaczęła opowiadać.
- Lwiątko, które ci się śniło, to Allen
- Allen? - spytała zaciekawiona lwiczka
- Tak. Jest twoim rówieśnikiem. Twój ojciec wysłał go na szkolenie do pewnych lwic, bo był przeklęty
- Więc po co go tam wysłał? I co to za klątwa?
- Bo to miało być pewnego rodzaju wygnanie. A klątwa została rzucona przez najlepszego jasnowidza w krainie. A wszystko przez to, że Katsu jest zazdrosny o Lucifenię
- A co ma jeden do drugiego?
- Twój ojciec zamordował go. Wtedy on rzucił klątwę, która oznacza, że jeśli Allen zginie - Lucifenia razem z nim
- Czy wszyscy wiedzą o tej klątwie?
- Nie. Tylko ty, ja, tata, Shinya i Germaine, która teraz sprawuje opiekę nad nim. Swoją drogą ciekawe, co u niego... - powiedziała królowa patrząc w niebo lekko przysłonięte drzewami. Riliane także tam spojrzała. Obydwie pominęły ważne fakty. Księżniczka to, że również jest przeklęta i że Allen obiecał jej spotkanie, natomiast Misaki ukryła ich pokrewieństwo
- No, chyba pora na mnie - powiedziała lwica z lekkim uśmiechem
- A mogę tu jeszcze chwilę zostać? - spytała złota błagalnym tonem
- Dobrze, tylko nie za długo. I pamiętaj, nie schodź ze ścieżki! - ostrzegła córkę odchodząc
- Dobrze, dobrze - zaśmiała się. Znów spojrzała w nieba i zaczęła myśleć o słowach Allena.
 Obiecuję ci, że niedługo znów się zobaczymy
***

Młody lew co sił w łapach pognał do Germaine. Nawet nie zauważył, kiedy na nią wpadł
- Hola hola, dokąd ten pośpiech? - spytała chichocząc
- Przepraszam panią - powiedział lekko spuszczając łeb - Po prostu potrzebuję wyjaśnienia pewnego snu - nie czekając na odpowiedź zaczął wyjaśniać - Śniła mi się pewna lwica, w moim wieku. Wyglądała jak ja, mówiła, że coś jej grozi i że pewna lwica wskaże mi drogę do domu gdzie ponoć ona i ja mieszkamy... Ale o co z tym chodziło?
Lwica uśmiechnęła się lekko
- Chodziło o twój dom. Nie pochodzisz stąd. Ta lwica, którą spotkałeś, to prawdopodobnie księżniczka tamtego miejsca. Osobiście znam stamtąd tylko króla, królową i posłańczynię. No i ciebie, naturalnie - zachichotała - Z tego co mi wiadomo, to nauczyłeś się już wszystkiego, co byłeś w stanie się nauczyć. W nagrodę pozwól więc, że ja będę tą lwicą, która ma ci wskazać drogę.
Na pysku Allena pojawił się szeroki uśmiech. Germaine wskazała kierunek północny
- Biegnij cały czas w tamtą stronę. Gdy znajdziesz się w dżungli, będziesz bardzo blisko swojego domu. Potem biegnij ścieżką, gdy wyjdziesz z buszu, zobaczysz jaskinie. Największa z nich należy do króla. To do niego powinieneś się zwrócić jako pierwszego
Allen podszedł bliżej Germaine i delikatnie polizał ją w pyszczek. Lwica była zaskoczona
- Dziękuję pani bardzo! Nigdy tego pani nie zapomnę! - zawołał z radością i zaczął biec we wskazanym kierunku. Po chwili zatrzymał się, spojrzał na rudą i zasalutował jej. Tamta odpowiedziała. Gdy zniknął jej z pola widzenia, oczy zaszły jej łzami. Uśmiech jednak nie znikał jej z pyska. Będzie za nim potwornie tęsknić.
Niedługo się zobaczymy

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 3: Sen

Riliane znalazła się nagle w dziwnym, a wręcz strasznym miejscu. Przypominało ono pustynię, choć nie do końca. Niebo było krwistoczerwone, jakby zaraz miało zajść słońce. Lwiczka była przerażona
- H-halo? - zawołała. Odbiło się to echem po całej tej krainie. No i po co ona to zrobiła? A jak tu są jakieś niebezpieczne lwy i teraz naprowadziła je na siebie?
- A więc tu jesteś. Czekałem na ciebie
Wystraszyła się tego głosu. Jego właściciel najwyraźniej był w jej wieku. To samiec. Rozejrzała się i i zauważyła, że w jej stronę idzie jakieś lwiątko. A właściwie nie "jakieś", a raczej ona sama, tylko z męskim (a właściwie chłopięcym) głosem! Przetarła oczy. Nic się nie zmieniło
- Kim jesteś? - spytała niepewnie
- Później ci powiem - odparł tajemniczy przybysz - Najpierw musimy się stąd wydostać. To miejsce jest niebezpieczne.  Chodź za mną i nie oglądaj się, bo jeśli choćby na chwilę się zatrzymasz - zginiesz
Groźba śmierci przestraszyła Riliane nie na żarty. Żwawym krokiem poszła za lewkiem. Za sobą słyszała szepty i powarkiwania, ale nie odwracała się. Gdy znaleźli się w bezpiecznym miejscu, przy jakiejś rzece, lwiczka ponowiła pytanie
- Więc... kim jesteś?
- Kimś owianym tajemnicą w twojej krainie - powiedział patrząc w dal, a właściwie na drzewa po drugiej stronie wody
- Więc... inni cię znają? - spytała niepewnie
- Nie do końca. Wiedzą o moim istnieniu, ale na oczy widziało mnie kilka lwów
- To czemu ja nic nie wiedziałam?
- Nie można o mnie mówić. Jeśli ktokolwiek wspomniałby o mnie słowem, mógłby pożegnać się z życiem
- A czemu aż tak ukrywają prawdę o tobie?
- Jesteśmy przeklęci
- My?
- Tak. Ja i ty. Widzisz moje znamię na grzbiecie?
Riliane spojrzała na grzbiet lwiątka. Rzeczywiście, było tam całkiem spore znamię
- Widzę...
- To oznaka mojej klątwy. Ty takiego nie masz, ale czuję bijącą od ciebie magię. Nie wiem dlaczego i w jaki sposób 
zostaliśmy przeklęci, ale widocznie ktoś miał powód
Nagle wszystko zaczęło powoli robić się coraz jaśniejsze
- Co się dzieje? 
- Budzisz się. Ale nie martw się. Obiecuję ci, że niedługo znów się zobaczymy

***

Gdy księżniczka podniosła łebek, przez skóry padały na nią smugi światła. Widocznie nie spała zbyt długo. Jak zawsze zresztą. Teraz liczyła się dla niej tylko jedna rzecz - dowiedzieć się od mamy, kim było to tajemnicze lwiątko. Szybko wstała i popędziła do komnaty królowej

***

- Wyjaśnij mi dwie rzeczy - powiedział Allen nieco zniecierpliwiony - Kim ty jesteś i co my tu robimy?!
- Jestem kimś ważnym w twoim życiu. Nie znamy się, choć coś nas łączy. To miejsce to twoja podświadomość. Śpisz - powiedziała tajemnicza lwiczka, która wyprowadziła go z tej dziwnej, pustej krainy. Teraz siedzieli przy rzece
- No dobrze, tylko co takiego nas łączy? Bo z tego co widzę, to wyglądasz jak ja...
- Dowiesz się w swoim czasie. Potrzebuję ochrony, a ty wydajesz się być odpowiedni
- Coś ci grozi?
- W pewnym sensie. No wiesz, wrogowie, inne królestwa i takie tam. Ale to akurat jest najmniej ważne. Musisz wrócić
- Wrócić? Gdzie?
- Tam, skąd przybyłeś. Ktoś ci wskaże drogę. Nie znam jej, ale wiem, że to lwica
- Skąd ja właściwie...
- Nie mogę ci powiedzieć. Bo to tak, jakby opowiedzieć ci o całej twojej przyszłości. Nie byłoby żadnych niespodzianek, więc sensu życia też nie.
Wszystko zaczęło robić się jaśniejsze
- Niedługo znów się zobaczymy. Ale już nie we śnie - powiedziała młoda z lekkim uśmiechem na pyszczku

***

Allen obudził się nagle. Zupełnie, jakby ktoś w nim czymś rzucił i tym samym go obudził. Sen pamiętał z takimi szczegółami, jakby to był film, który obejrzał z 500 razy.
Musisz wrócić tam, skąd przybyłeś. Ktoś wskaże ci drogę. Nie znam jej, ale wiem, że to lwica
Że też nie zapytał o jej wygląd! Może to któraś ze znanych mu lwic? Prawdopodobnie jedna z nauczycielek. Germaine! Przecież to z nią Allen spędzał najwięcej czasu! Wstał i pobiegł do niej najszybciej jak się dało

niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział 2: Odwiedziny

- Nie, to nie ma sensu - stwierdziła Riliane na pomysł swej przyjaciółki - Ayumi. Obydwie miały już po 2 miesiące. Wszyscy byli święcie przekonani, że książę Allen nie żyje. Sama Riliane nawet nie miała pojęcia o jego istnieniu. Nikt się o nim nie wypowiadał ani nie wspominał o nim - taki był rozkaz króla. Jego znieważenie karane było śmiercią. Riliane przez te dwa miesiące uczyła się jak władać królestwem, by nie upadło. Nikt jednak nie wiedział o klątwie rzuconej na księżniczkę. O tym jednak lepiej wspomnieć później.
- A dlaczego tak sądzisz? - spytała Ayumi z lekkim niezadowoleniem w głosie
- No bo sama pomyśl - powiedziała księżniczka z głosem wskazującym na to, że jej opinia jest oczywista - Inne zwierzęta przecież wiedzą, że je jemy, prawda? Więc nie przyjdą tu sobie ot tak, nawet jeśli cokolwiek im obiecamy!
Ciekawi was zapewne, o czym rozmawiają obie lwiczki? Otóż o tym, co mogłaby Riliane poprawić w Lucifenii za swojego panowania
- No tak, pewnie masz rację... - powiedziała Ayumi lekko kiwając łebkiem - No, chyba czas na mnie - stwierdziła patrząc na słońce - Zaraz będę miała kąpiel. Cześć! - pożegnała się z przyjaciółką odbiegając. Riliane pomachała jej łapą na pożegnanie i już miała iść do siebie, gdy usłyszała za sobą głos
- A dokąd się panienka wybiera? - to była Shinya. Niezbyt była zadowolona gdyż myślała, że księżniczka zauważyła ją, nim zechciała odejść
- Nianiu? Co tutaj robisz? - spytała lwiczka
- Chciałam ci pokazać, kto przyszedł w odwiedziny, ale skoro ignorujesz mnie i moje pytanie... - odpowiedziała żurawica z lekkim urażeniem w głosie i odwróciła łeb obrażona
- Nianiu, przecież wcale cię nie ignoruję, tylko cię nie zauważyłam! - zaoponowała Riliane - A co do twojego pytania, to zamierzałam iść do domu, bo Ayumi też poszła. A kto przyszedł? Powiedz, proszę! - uśmiechnęła się do niani tak, że ta aż się zaśmiała. Nie powiedziała nic, ale odeszła w bok. Za nią stał Kyle. Był to 2-letni niebieski lew masywnej budowy. Miał białą grzywę (a właściwie grzywkę), która przysłaniała mu jedno oko. Uśmiechał się lekko do księżniczki
- Kyle! - pisnęła ze szczęścia Riliane i podbiegła do samca - Nareszcie przyszedłeś!
- A jak śmiałbym nie przyjść? - spytał śmiejąc się i poczochrał lekko lwiczkę po grzywce - Tylko pozwolisz, że najpierw porozmawiam z królem?
- A mogę iść z tobą? - spytała błagalnym tonem. Kyle przez chwilę się zastanawiał
- Dobrze, ale tylko do jego komnaty. Musimy chwilę porozmawiać na osobności - puścił do niej oczko. Księżniczka posmutniała
- Znowu te wasze "sprawy dorosłych", prawda? - spytała zawiedziona
- Tak - westchnął - Ale obiecuję ci, że jak już skończymy, to pobawię się z tobą w co tylko będziesz chciała
Uśmiech znów powrócił na pyszczek Riliane. Do komnaty szła cały czas radosna, rozmawiając z Kyle'm
- Na ile zostajesz? - spytała w końcu
- Zapewne na tydzień - odpowiedział z uśmiechem - Tylko że przez ten cały tydzień będę musiał rozmawiać z twoim tatą. Ale oczywiście znajdę również czas dla ciebie -  dodał szybko widząc zawód księżniczki. Doszli w końcu do komnaty
- Księżniczko, pora na twoją popołudniową drzemkę - obwieściła Shinya. Młoda spojrzała na Kyle'a. Ten posłał w jej stronę lekki uśmiech
- Nie martw się, w razie czego na ciebie zaczekam - powiedział wchodząc do komnaty. Riliane powolnym krokiem udała się do swojej komnaty idąc za Shinyą. Gdy położyła się na skórach, żurawica zasłoniła wejście kotarą z innych skór i zawołała
- Słodkich snów!
Księżniczce jednak nie chciało zbytnio się spać. Wiedziała jednak, że nie może wyjść, gdyż strażnicy siedzą przed wejściem. Nagle jednak jej powieki zaczęły same opadać, a skóry wydawały się takie miękkie... W końcu ułożyła łebek na łapkach i zaczęła "odpływać".
 

piątek, 26 czerwca 2015

Rozdział 1: Początek

Niezbyt wiele miesięcy minęło od tamtej tragedii. To był całkiem zwyczajny dzień w Lucifenii. Chociaż... może jednak nie
- Panie! - zawołała królewska posłańczyni - żurawica Shinobu - Poród się zakończył! To bliźnięta!
Katsyuki nie czekał ani chwili dłużej. Od razu zerwał się z miejsca i pognał do jaskini, gdzie leżała jego partnerka - Misaki. Między jej łapami leżały dwa lwiątka:

Były podobne do siebie niczym dwie krople wody. Prawie nic ich nie rozróżniało
- Czyż nie są cudowne? - spytała Misaki.
- Owszem, są... - powiedział Katsuyuki z uśmiechem patrząc na młode
- To książę i księżniczka - oznajmiła królowa - Zdecydowałam, że księżniczkę nazwę Riliane, a księcia Allen
- Zawsze miałaś dobry gust. Tym razem też cię nie zawiódł - król się zaśmiał, polizał Misaki po łbie i znów spojrzał na swoich dziedziców. Jednak tę chwilę zepsuło jeno wydarzenie... W głowie Katsuyuki'ego znów zadźwięczały te słowa...
Zapamiętaj tę plamę, panie. Naznaczone nią będzie jedno z twoich dzieci. To będzie wyrok dla twego królestwa... Jeśli naznaczony lew zginie... Lucifenia razem z nim
Mamoru. Jego głos był w głowie króla tak realistyczny, jakby stał on tuż przy nim i wypowiadał te słowa. Szybkim ruchem obrócił jedno z lwiątek. Zawarczał
- Przyprowadź tu Germaine. Natychmiast - zwrócił te słowa do Shinobu
- Ale... - zaczęła. Nawet nie wiedziała, o co w tym wszystkim chodzi
 - Żadnych ale! - ryknął - Przyprowadź ją i już! To jest rozkaz!
Żurawica nie mając innego wyboru, poleciała poza granice Lucifenii, aby przyprowadzić jedną z najlepszych wojowniczek w krainie - Germaine. Misaki była lekko zdziwiona zachowaniem partnera
- Katsu, co ty...
- Naznaczone dziecię, przypomina ci się coś? - spytał warcząc. Zaczął nerwowo chodzić w tą i z powrotem
- Czyli że...
- Tak - powiedział ponuro - Przepowiednia się sprawdziła

***

- Wasza wysokość, wzywałeś mnie? - spytała czerwona lwica wchodząc do komnaty i schylając łeb przed parą królewską. To była właśnie Germaine
- Owszem, wzywałem - potwierdził Katsuyuki - Musisz nauczyć jedno z moich lwiątek wszystkiego, co sama umiesz. Zabierz go jak najdalaej stąd. Jest przeklęty, ale nie może zginąć. Rozumiesz? - spytał kładąc Allena przed Germaine. Właściwie to nie miała ona zbytniego wyboru
- Tak jest, Wasza Wysokość - skinęła łbem i wzięła go w pysk
- W razie wątpliwości - ma on na imię Allen - dopowiedział król - Shinobu, odprowadź ją
Posłańczyni skinęła głową i poszła odprowadzić Germaine. Katsuyuki spojrzał na Misaki. Była smutna
- Tak będzie lepiej. Nie martw się - powiedział próbując ją pocieszyć. Królowa tylko pokiwała głową i polizała swoją córkę - Riliane. Jej narodziny miały być początkiem końca...

czwartek, 25 czerwca 2015

Prolog

Gdyby nie ta jedna tragedia, wszystko skończyłoby się inaczej

- A więc opuszczasz mnie, Mamoru? - spytał Katsuyuki. Był to czas świetności Lucifenii. Była ona najpotężniejszym królestwem. Do ideały brakowało tylko sojusszu z Marlon - wtedy Lucifenia byłaby niezwyciężona. Jednak teraz wszystko miało się zmienić
- Niestety, mój panie - potwierdził te słowa królewski jasnowidz - Mamoru - Moja umowa obowiązywała tylko do czasu, gdy Twoje królestwo stanie się najpotężniejsze. W żadnym nie zostaję na zbyt długo.
Na te słowa król uśmiechnął się przebiegle
- Rozumiem... - ton jego głosu oraz wyraz pyska całkowicie przeczyły temu słowu. Wstał ze swego tronu i powolnym krokiem podszedł do Mamoru. Następnie wymierzył mu cios łapą z wysuniętymi pazurami, uszkadzając przy tym oko fioletowego
- Moje królestwo jest teraz najsilniejsze, to fakt. Nie mogę jednak pozwolić na to, aby ktoś inny zagarnął tę potęgę. Zginiesz zatem tu i teraz
Jeden ze strażników zaniepokojony odgłosami dochodzącymi z komnaty chciał wejść i sprawdzić co się dzieje, jednak Katsuyuki go powstrzymał
- Spokojnie, ja się nim zajmę
- Tak jest, panie - powiedział strażnik schylając łeb i wyszedł. Król natomiast zacisnął szczęki na karku jasnowidza przegryzając mu tętnicę. Sądząc, że ten nie żyje, odwrócił się, by usiąść na tronie. Nagle jednak usłyszał czyjś słaby głos
- Wasza... wysokość...
To był Mamoru. Wstał bardzo chwiejnie, miał zamknięte jedno oko. Przejechał łapą po skalnej ścianie niby to próbując się podeprzeć. Została na niej krwawa plama:

Zapamiętaj tę plamę, panie. Naznaczone nią będzie jedno z twoich dzieci. To będzie wyrok dla twego królestwa... Jeśli naznaczony lew zginie... Lucifenia razem z nim - po tych słowach wyzionął ducha. Katsuyuki przeraził się przepowiednią. I co by tu teraz zrobić? Chyba poza oczekiwaniem na poród nic więcej nie można począć.

Powitanie

Witam wszystkich na moim blogu! Został on stworzony po to, aby bliżej przytoczyć wszystkim historię  mojej postaci z różnych for - Riliane. Ci, którzy ją już znają, mogą bliżej zapoznać się z jej historią, natomiast ci, którzy jeszcze nie - mają szansę ją poznać! Zapraszam tutaj wszystkich fanów Króla Lwa i nie tylko! ;)